Kawiarnia Angielka w Poznaniu

       Razem z Zuzą zdecydowałyśmy, że na pierwszy ogień pójdzie kawiarnia Angielka w Poznaniu. Dlaczego? Całkiem przypadkiem. Poszukiwałyśmy miejsca gdzie będziemy mogły poplotkować-takie typowe babskie ploty, a nie będziemy musiały zwiedzić całego Starego Rynku w poszukiwaniu inspiracji do zdjęć.
        WYGLĄD: Pierwsze wrażenie jak najbardziej pozytywne. Czysto i schludnie przy wejściu. Dlaczego na to zwróciłyśmy uwagę? Bo nienawidzimy restauracji i kawiarni przed którymi wygląda, jakby przewrócił się kosz na śmieci, a z brudu na stołach można by śmiało klej robić.
Decyzja: wchodzimy. Idąc w głąb kawiarni przywitały nas jasne barwy ścian, a także gdzie nie gdzie tapety z różami, gdzie od razu przyszła mi na myśl książka Madonny "Angielskie Różyczki".
Idąc dalej z naszych min można było odczytać niesamowitą ekscytację! Dlaczego? Uwielbiamy takie klimaty! Poczułam jak Zuzka łapie mnie za rękaw i szepcze "Jej zostańmy tu" .
Same nie wiedziałyśmy na co patrzeć, czy  na dekoracje, czy na meble, czy na menu?
Co nas jeszcze zaskoczyło? Wiele kawiarni dekorując swoje lokale zapomina o miejscu, które tak czy owak każdy z nas odwiedzi. Mianowicie chodzi o łazienkę. A tu niespodzianka. Toaleta utrzymana w takim samym stylu co lokal. Dlatego tutaj duży plus. 

        Zastanawiałyśmy się jak nazwać styl który posłużył do stworzenia kawiarni. Można by powiedzieć, że shabby chic z łyżeczką vintage, a także szczyptą country?
Czym jest shabby chic? Dosłownie Shabby to stary, taki podniszczony, jakby wytarty. Natomiast chic to po prostu szyk. Powiada się, że termin został stworzony przez Rachel Ashwell. Shabby charakteryzuje się rustykalnym stylem wnętrza, w którym dominuje właśnie biel, różne odcienie kości słoniowej oraz blady róż. Charakterystyczne dla stylu Shabby Chic są przedmioty wyglądające na zniszczone i stare, dlatego by uzyskać zamierzony efekt stosuje się celowe postarzanie mebli poprzez różnego rodzaju przetarcia, spękania, niedomalowania czy przemalowania. Brzmi fantastycznie. Wygląda jeszcze lepiej.
Dlaczego z łyżeczką vintage? Dlatego, że dla mnie jest to mieszanka dawnych epok z nowoczesnością.
Szczypta country? Country kojarzy mi się ze strychem pełnym skarbów. Z prostotą i bezpretensjonalnością.
Doświadczenia, ani jakiejkolwiek wiedzy na temat urządzania wnętrz nie mamy, ale lubimy jak coś ładnie wygląda i cieszy oko.
Dlatego kawiarnie nazwaliśmy stylem shabby chic z łyżeczką vintage, a także szczyptą country. Co z tego się upiekło? Piękna Angielka.

        Wnętrze choć urzekło zdecydowaliśmy się jednak na spędzenie czasu w ogrodzie. Tam niestety, ale też było pięknie:) Kiedy już emocje trochę opadły postanowiłyśmy w końcu coś zamówić.
















         OBSŁUGA: Nie rzuca się w oczy, co ja (Karolina) osobiście lubię, ale czujna. Mamy charakter nie cierpliwych bab , więc jaka była nasza radość kiedy nie musiałyśmy czekać całego dnia na złożenie zamówienia.  Nie ma nic gorszego niż czekanie. Żałujemy osobiście, że kelner nie zaproponował nam czegoś, nie polecił jakichś specjalności Angielki.
Nie musiałyśmy czekać długo na realizacje zamówienia. Choć nie jestem wstanie określić czy dlatego, że nie było dużo ludzi, czy po prostu dbają o klienta.

        JEDZENIE: Ponieważ było bardzo ciepło postawiłyśmy na orzeźwiające desery.
Ja-deser owocowy, zamiast lodów: sorbety, owoce i bita śmietana.
Zuzka-deser malinowy, lody ,gorący sos malinowy i bita śmietana. Wrażenie: ładne i kolorowe desery.
Czy desery smakowały? Szczerze? Zuza powiada, że deser dobry. Jak dla mnie? Dupy nie urywają. Nie były złe, ale chyba jednak jadłyśmy w życiu lepsze desery.
Ja osobiście bardzo się zawiodłam. Dlaczego? Zawiodłam się na owocach sezonowych., a raczej na ich braku.

Choć nie jest to sezon na truskawki czy czereśnie to bardzo łatwo znajdziemy na naszych targach pyszne śliweczki, brzoskwinie, nektarynki, maliny czy borówki.
W moim deserze były brzoskwinie, ale z puszki. Dało się również wyczuć syrop z tych brzoskwiń. Powiecie, że się czepiam? Może i tak, ale tak już mam i bardzo zwracam na to uwagę.
Sorbety dobre, ale mało słodkie. Największym rozczarowaniem była bita śmietana. Nie dość, że brakowało jej cukru to była po prostu niedobra.
Porcja? MAŁA! Przyzwyczajenie do wielkich deserów robi swoje. Dlatego pozostał mały niedosyt. A raczej chęć na porządny obiad :P



        Czy za te błędy skreślamy Angielkę? ABSOLUTNIE NIE! Jeszcze w tym roku zawitamy tam by zamówić coś innego. Może jakiś lunch? Albo jakąś specjalność którą podobno jest kawa. Najlepsza w mieście(jak opisuje sama kawiarnia).

        MENU: Proste i przejrzyste. Dania na zimno i na gorąco. Desery owocowe. Ciasta. Kawy i inne napoje.

        KOSZT: Typowy cennik kawiarniany nieopodal Starego Rynku. Nasze desery kosztowały 18zł. Razem wydaliśmy 36 zł. Czy dużo? Tak i nie. Ale na tak małe desery do jednak zbyt wiele.

Wielu uważa ten styl Shabby chic za bardzo kobiecy, a przy tym przytulny, wygodny i ciepły. Dla kogo więc Angielka? Dla dziewczyn, zdecydowanie! Na babskie ploty. Wypad z przyjaciółkami.
Czy na randkę z chłopakiem, wydaje mi się, że chyba jednak nie.Chyba, że znajdzie się jakiś który gustuje w takim wyglądzie kawiarni.

Wygląd:     10 /10
Obsługa:    08 /10
Jedzenie:    06/10
Menu:        09/10
Koszt:        07/10

Kawiarnie Angielka znajdziecie:
Poznań, ul. Żydowska 33









(źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Shabby_chic )

3 komentarze:

  1. Na zewnątrz ładniej ;)

    Melanie

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie super miejsce , zawsze z laskami z pracy ,chodzimy na deserki :-) i mi śmietana zawsze smakuje, nie mam się do czego doczepić , a atmosfera taka jakiej nie spotkacie nigdzie. to wszystko jest takie wypośrodkowane, nie przeładowane ,kelnerzy nie stoją nad głowami... polecam

    OdpowiedzUsuń
  3. może obok urokliwego wystroju powinni bardziej przylozyc sie do jakosci jedzenia i napojow,np nie nazywac goraca czekolada zwyklego kakao, wycenionego dodatkowo na cos ok.18 zl.

    OdpowiedzUsuń