Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzje. Pokaż wszystkie posty

Nowe menu Kyokai Sushi Bar

Jeśli sądzicie, że kuchnia japońska to tylko sushi, to jesteście w ogromnym błędzie. Fakt, że kiedy pada słowo Japonia to pierwsze co wpada nam do głowy to ryż zawinięty w zielony „papier”, który moczymy w sosie sojowym. Jeśli by się dłużej zastanowić, to przykładowo kuchnia Polska to nie tylko schabowy i kapusta.

Byłam niesamowicie podekscytowana zaproszeniem do Kyokai Sushi Bar. A to dlatego, że moja wiedza na temat tejże kuchni jest równa zeru. Co prawda można by zaczytać się w świecie książek czy internetu, ale czy nie będzie to tak naprawdę lizanie loda przez szybę?

Gravlax - marynowany łosoś w gruboziarnistej soli, cukrze trzcinowym, wasabi, koperku, burakach, skórkach cytryny i ginie. 

Było to jedno z dań które mi osobiście bardzo smakowało. Mimo , że jestem ostro lubna to połączenie słonego łososia ze słodkim ryżem było naprawdę smakowite. Mogłabym zjeść takich więcej.
Zdecydowanie. Ryż-bajeczka.


Między daniami wpadły do nas sardynki czyli Sa-Jin - w chrupiącej panierce z panko z dodatkiem japońskiego dipu.

Nie była to jednak przekąska za którą dałabym się pokroić. Może dlatego, że takie danie pasowało by chyba idealnie do ...Piwa z przyjaciółmi u boku. Natomiast ogromny plus, że mimo tego nie dominowała tu panierka jak w przypadku smażonych ryb nad naszym polskim morzem.

 

Pho Bo - bulion wołowy z anyżem, cynamonem, kolendrą, chilli, limonką i plastrami rostbefu.


A tu niespodzianka. Pho Bo jest charakterystycznym daniem kuchni wietnamskiej. Jest to długo gotowany bulion wołowy, którym następnie zalewane są wszystkie dodatki w tym cieniutkie kawałeczki wołowiny. Dzięki temu, wołowina jest nieziemsko delikatna i soczysta.
Pho Bo było pyszne, ostre, z wyraźną nutą anyżu.
Dla mnie za słona, a to tylko dlatego, że jestem osobą dla której sól jest w życiu nie potrzebna :)
Zupa niespodzianka- za każdym kęsem wyłaniało się z niej coś nowego. Smak intrygujący, myślę, że przy chłodnych dniach sprawdziłaby się jako napój rozgrzewający. Nawet bardzo rozgrzewający. Przez przypadek połknęłam diabelską papryczkę, niezapomniane wrażenia, polecam! :)

A jak jeść zupę pałeczkami? Otóż wszystkie te pyszności w środku je się pałeczkami, natomiast sam bulion popija się z miseczki. Jednak w razie czego w Kyokai otrzymacie łyżkę:)
...Łyżkę lub jak w przypadku Karoliny, pałeczki złączone gumką, wersja light, w Japonii używają ich dzieci.


A teraz przejdę do perełki tej degustacji. Mango sarada - sałatka z kurczakiem i owocem mango, z tofu, sezamem oraz sosami vinegret.



Podziwiam ludzi którzy potrafią tak dobrze zrównoważyć smaki słone i słodkie. Warzyw i owoców. Kawałki kurczaka delikatne i soczyste. Wszystko to z sosem słodko-słonym dopełniały całości.
Sałatka która została przygotowana przez Kasun była nieziemska. Szczerze powiedziawszy nie wiem czy pod koniec zrozumiał mój zachwyt nad tym daniem, ale była fantastyczna.
Genialne połączenie. Melon+sos to idealna para do kurczaka. Nie mówiąc już o wyglądzie dania, sama nie wiem co cieszy bardziej.


Pad Thai – makaron ryżowy z kurczakiem / krewetkami jajkiem i warzywami, podawany z sosem na bazie tajskiej pasty pad thai. 



Tu natomiast czuję akcent kuchni tajskiej. Pad Thai to makaron ryżowy smażony z jajkami, krewetkami lub z kurczakiem. Jest to propozycja kilku przenikających się smaków. Ostrego, słodkiego lekko kwaskowatego.
Lubie to danie. Nosi ono łatkę „street food'u”. Dlatego marzyło by mi się aby można było takie danie zamówić u nas przechadzając się po ulicy.
Pad Thai w Kyokai było dla mnie odrobinę za suche. Osobiście wolałabym, żeby było bardziej ostre.
Niestety, ale posklejanego makaronu nie mogę wybaczyć.


Tonkatsu – polędwica wieprzowa panierowana w panko, podawana z fasolką szparagową w sezamie, jajkiem sadzonym i sosem tonkatsu.


Kawałek polędwicy panierowany po prostu w bułce tartej lub chlebowych okruchach, następnie smażone w głębokim tłuszczu. To danie nie powaliło mnie na kolana. Bardzo zaś przypominało polski obiad. Jajo sadzone z kotletem.
Tonkatsu podawane jest często z gęstym sosem Tonkatsu. Swoją drogą bardzo mi smakował. Z tego co kojarzę jest on odmianą sosu Worcestershire, który ja bardzo lubię. Więc pewnie dlatego trafił on w moje gusta smakowe.

Kansha Tofu – smażony tofu z sosem na bazie mleczka kokosowego i tajskiej pasty tom kha, podawany z sałatką, chrupiącym korzeniem lotosu i ryżem.


Tutaj zaś idealna alternatywa dla osób nie jedzących mięsa. Wydaje mi się, że można by się pokusić również, że da wegan.
Przyznam szczerze, że bałam się spróbować to danie. Nie mam miłych wspomnień jeśli chodzi o tofu. Tofu to twarożek sojowy otrzymywany z mleka sojowego. Dla mnie jest ono bez smaku. Ani to nie przypomina kurczaka, ni to ser. Mimo tego w tej wersji z sosem kokosowym było bardzo smaczne. Ci którzy jadają
tofu, a zarazem za nim przepadają myślę, że danie to zdecydowanie przypadnie im do gustu.


Omlet dora yaki zawijany z kremem owocowym i mango.

Deser deser!Uwielbiam desery! O ile są słodkie. Tu Zuza może bić się w pierś, że nie mogła zostać dłużej. Nieziemsko delikatny omlet. Wszystko zawinięte jak sushi. Mimo wcześniejszych dań ten deser mógłby być dwa razy większy, a nawet 3 :) Pychotaaa! Na chwile obecną wydaje mi się, że nie jest on dostępny w menu restauracji. Chyba, że ślicznie poprosicie :)

Krem na bazie serka Filadelfia z imbirową bezą i owocami sezonowymi.


Tak jak już wspomniałam uwielbiam desery... dopóki są słodkie. Miałam wrażenie, że serek miał lekko słonawy posmak. Deser nie w moim guście. Na pewno nie skusiłabym się na niego drugi raz.

 Wnętrze. Tak naprawdę nie wyróżniało się niczym specjalnym. Wyróżniał się mianowicie stół z „wielką dziurą” w której pracują tak zwani sushi masterzy. Wokół stołu ruchomy pas, po którym przechadzają się przygotowane dla klientów potrawy.
My jednak to popołudnie spędziłyśmy na piętrze.
Klimat tego miejsca – dość zimny. Jednak nie jest to rzeczą negatywną. Surowa ściana z jednej strony, z drugiej zaś pomalowana na czarno, a także wystające drewniane belki. Bez zbędnych ozdób. Brzmi całkiem fajnie.
 Było słodko i ostro! Klasycznie, a zarazem nowocześnie z elementami innych kuchni. Dla mnie bardzo interesująco.




Jeśli chodzi o aspekt cenowy. No cóż. Powiedziałabym raczej „to zależy”. Pod uwagę trzeba wziąć miejsce w którym znajduje się restauracja, ale też to, że takiego rodzaju kuchnie nie są na ogół tanie. Na stronie restauracji >tutaj< jest cennik i sami możecie ocenić wysokość cen. Dla przeciętnej studentki, takiej jak ja... to ceny są wysokie.

Czwartkowe popołudnie zaliczam do udanych. Nie tylko ze względu na całkiem fajne jedzenie, ale też bardzo miłe towarzystwo.
Pozdrowienia dla twórcy bloga http://www.muffinsrevolution.pl/ :)

O przygotowanych daniach opowiadał nam Piotr Cieślak. Menedżer.  Widać było, że oprócz znajomości przygotowanych dań przewija się u niego też pasja do jedzenia.
Mam nadzieje, że uda mi się jeszcze zajrzeć do tego miejsca i spędzić czas na parterze.

Kyokai Sushi Bar
Wojskowa 4, Poznań






Text by Caroline&Suzanne
Photos by Suzanne and Caroline 

Test Panel w ... Le Palais Du Jardin cz. VI

   To już niestety ostatni test panel nawiązujący do akcji "Sezon na owoce morza". Będzie to trochę inna recenzja niż wszystkie poprzednie, ponieważ o wyrażenie swoich opinii poprosiłam również dwie osoby które były ze mną na test panel'u w Le Palais Du Jardin.


 

Gotował dla nas Michał Stężalski.
Jako pierwsze danie zaserwował nam krem z korzenia imbiru, małże atlantyckie i świeżą kolendrę.
Biłam się w pierś, bo zupa była boska, a ja tak strasznie nie lubię imbiru. Imbir dodawał jej niezłej ostrości, a śmietana kremowości. Chociaż, miałam wrażenie, że sam krem był troszkę za gęsty.


   Przystawka – Pieczona ośmiornica z morza śródziemnego, dresing limetkowo-kolendrowy, endywia strzępolistna, grillowana cukinia, liście mizuny.
Ośmiornica obłędna. Mogłabym ją jeść zamiast kurczaka do końca życia. Czerwona cebula dodawała chrupkości. Także, dla fanów ośmiornicy – przystanek w Le Palais - obowiązkowy.

Przyznam, że o endywii strzępolistnej nigdy nie słyszałam, ale o kędzierzawej już tak. I szczerze powiedziawszy nie znam się na sałatach na tyle, by wiedzieć której z nich zabrakło: liści mizuny czy endywii. Na pewno znalazła się rukola. Ale czy to ważne?

   Jako ostatnie próbowałam zapiekanych małży, krem z dzikiego czosnku, emulsje z dojrzałych pomidorów i Pastis.
Danie super, małże w połączeniu z kremem i pomidorami oraz smak anyżu jaki dał pastis – dosłownie palce lizać. Nie przekonuje mnie jednak zbyt duża ilość zapiekanej bułki. Wizualnie tak, ale małże giną pod bułką. I nie wiadomo czy gwiazdą jest ona czy małże. Te białe niteczki to smażony makaron, który jako dopełnienie dania prezentował się bardzo efektownie.

   Sam szef kuchni usiadł z nami, opowiedział o przygotowanych przez siebie daniach i jak prawdziwy mężczyzna przyjął krytykę. Co ciekawe nie pozabijał nas za nią, ale stwierdził, że odniesie się do naszych uwag. Takich ludzi lubię. A Pana Michała wpisuje na listę kucharzy, których dania idealnie wpisują się w moje kubki smakowe.

   Dla mnie restauracja cieszy oko( i to bardzo). Klasyka z nienachalną elegancją. Całość utrzymana w kolorach stonowanych, beże i brązy. Restauracja podzielona jest na dwie części: góra-bardzo jasna, przy wejściu do restauracji oraz ceglany dół, który zdecydowanie przypadł mi do gustu.
Jeśli miałabym się do czegoś doczepić, to na pewno do plam na obrusie. Z doświadczenia wiem, że taka rzecz brudzi się często, a jest to restauracja i należy brać to pod większą uwagę.


   
Podsumowując. Wychodzę z założenia, że nie zamawiam dań, których nie umiem przeczytać lub nie chodzę do restauracji, której nazwy nie potrafię wymówić. Moim zdaniem dla tej restauracji zrobię wyjątek i z ogromną chęcią wybiorę się do niej po raz kolejny, mimo tego, iż nadal nie umiem wymówić jej nazwy.

Na sam koniec przedstawiam wrażenia uczestniczek degustacji:
Aby poczuć tę wspaniała atmosferę i spróbować tych niesamowitych dań serdecznie zapraszam na ucztę w trakcie SEZONU NA OWOCE MORZA, który będzie trwać przez cały kwiecień w wybranych poznańskich restauracjach (także w Le Palais Du Jardin) za kwotę 58 zł.

Więcej informacji znajdziecie na stronie www.KulinarnyPoznan.pl 
Le Palais Du Jardin
Stary Rynek 37, Poznań


Text/Photos by Caroline

Test Panel w ... Piano Bar cz. V

Kolejny panel test za mną, ale akcja sezon na owoce morza już trwa.
Tym razem udałam się do restauracji Piano Bar w poznańskim browarze.
U samego progu przywitała mnie Pani Dominika Milczarek-Bortnowska, która towarzyszyła nam, ale sama również smakowała z nami przygotowane na tą okazję dania. Było mi bardzo miło kiedy swoimi słowami (nawet nie zdając sobie z tego sprawy) wyraziła pozytywne nastawienie do mnie i do kwestii prowadzenie przeze mnie bloga.

Wracając do restauracji. Gotuje w niej Roop Lal Balu, który również towarzyszył nam w trakcie degustacji dań. Niesamowicie sympatyczny człowiek. Z chęcią opowiadał o daniach, o sobie oraz swoich spostrzeżeniach na temat polskiego jedzenia.
Jako przystawkę szef kuchni poleca przegrzebek na grzance w sosie cytrynowym z prażonymi migdałami. Fajne, bajecznie proste danie, mocno cytrynowe, ale porcja zdecydowanie za mała :)
Niesamowite było to, że przygotowywane było na naszych oczach. Danie to przygotowywał również Pan Juliusz Podolski, którego miałam okazję poznać w trakcie trwających paneli.



Kolejne potrawa to zupa minestrone z owocami morza. W środku znajdowały się krewetki i kalmary. Smakowo wyróżniał się również seler naciowy i pomidory. Konkretnie przyprawiona. Wydaje mi się, że mogłabym dodać ją do listy dań dla osób, które dopiero zaczynają swoje przygody z owocami morza. To danie zamówiłabym w czasie zimy, ze względu na właściwości rozgrzewające. Kiedy jest ciepło, ta zupa odpada. 


Danie główne to kalmary, duszone w białym winie, podane na czarnym risotto. Kalmary były przepyszne. Dobrze ugotowane, sos z którym były podane - naprawdę dobry. Jedyna rzecz, do której mogłabym się przyczepić to ryż, który jak dla mnie był zdecydowanie za twardy. 


Podkreślałam już kilka razy, że lubię proste i nieskomplikowane dania, a te właśnie takie były więc tu zdecydowanie pozytywnie. Miałam również mieszane uczucia bo nie przepadam za knajpami czy restauracjami w centrach handlowych. Niezależnie od tego jaka to restauracja. 
Samo miejsce dzieli się na trzy części. Pierwsza część to ogród który znajduje się na dziedzińcu Starego Browaru. W drugiej prezentują się kolorowe fotele i kanapy oraz bar. Natomiast trzecia część bardziej elegancka, w stonowanych kolorach beżu z dala od ludzi biegających po centrum handlowym. Także jest w czym wybierać. Cenowo? Decyzja należy do was. Menu dostępne jest na stronie Piano Baru. Dla mnie? Drogo.

 Jak udało mi się dowiedzieć od Pani Dominiki, Piano Bar prowadzi szkołę gotowania. Prowadzone są warsztaty kulinarne przez samego szefa kuchni.
W menu restauracji znajdują się też dania narodowe Balu. Mam nadzieję, że jeśli kiedyś będzie akcja na dania indyjskie, albo warsztaty pod znakiem kuchni indyjskiej to ja jestem pierwsza w kolejce!


Aby poczuć tę wspaniała atmosferę i spróbować tych niesamowitych dań serdecznie zapraszam na ucztę w trakcie SEZONU NA OWOCE MORZA, który będzie trwać przez cały kwiecień w wybranych poznańskich restauracjach (także w Piano Bar) za kwotę 58 zł.

Więcej informacji znajdziecie na stronie www.KulinarnyPoznan.pl 
Piano Bar Restaurant & Café
ul. Półwiejska 42, 61 – 888 Poznań  
Lokalizacja:
Budynek Słodowni w Starym Browarze
Wejścia z Dziedzińca Sztuki lub od ul. Kościuszki 
Text and Photos by Caroline xxx

Test Panel w ... Hugo Restaurant cz. IV

   Czwarty już z kolei test panel odbył się 25 marca w restauracji Hugo. Tym razem gotował dla nas Dominik Narloch. Byłam naprawdę podekscytowana, tym bardziej, że miałam już okazję być w tej restauracji. 
Jako zimną przystawkę zaproponowano nam tatar z przegrzebek, emulsje z rukwi wodnej, krojone w słupki zielone jabłko, orzechy włoskie oraz miód truflowy. Naprawdę niewiarygodna mieszanka różnorodnych smaków i aromatów. Kruche jabłko i orzechy bardzo fajnie równoważyły konsystencje przegrzebków i rukwi. 
   W trakcie degustacji wywiązała się również dyskusja na temat talerza na którym zostało podane danie. Dlaczego taki, a nie inny wybór. Szczerze powiedziawszy … na mnie nie robi to wrażenia na jakim talerzu zjem posiłek, o ile nie jest to zupa na płaskim talerzu. Ważne są po prostu czyste naczynia.
  [ Mam do tego troszeczkę inne podejście- podawanie dań na talerzach o różnorakich kolorach i kształtach, jakby nie patrzeć, jest kreatywnym zabiegiem stosowanym przez kucharza. I jak najbardziej ma wpływ na wygląd końcowy dania i jego odbiór(podobno naukowcy z Wielkiej Brytanii i Hiszpanii przeprowadzili badania, które wykazują, że jedzenie podawane na białym talerzu smakuje lepiej, niż te podane na talerzu o jakimkolwiek innym kolorze).]

   Kolejne danie to baby kalmary z kremem szafranowym, piklowany pasternak, żel z czerwonej pomarańczy i crumble kawowe.
Danie wizualnie prezentowało się bajecznie. Otrzymałam nawet kilka wiadomości z pytaniami gdzie można je skosztować,
Kalmary były pyszne, a to nie lada wyczyn odpowiednio je przygotować. Nie przemawiał do mnie jednak piklowany pasternak i krem szafranowy. Dreszcze przechodziły mi przez całe ciało gdy przypadkiem nóż lub widelec dotknął kamiennej deski w trakcie jedzenia. Dlatego w tym miejscu jestem na nie. Smakowała mi natomiast posypka z kawy. Myślę, że jest warta podjęcia prób zrobienia jej w domu.

 
   Koniec narzekań. Czas na moje ulubione danie: Linguine z mięsem kraba, kompresowany zielony ogórek i piana z Wasabi. Uwielbiam połączenie kraba i smaku ogórka. Krab i ogórek to kochankowie, fajnie do siebie pasują. Krab był delikatny, a ogórek swoją chrupkością idealnie uzupełnił go, przy czym nie przyćmił jego smaku. Do tego pyszny, lekko kremowy makaron. Jeśli chodzi o pianę z wasabi to gdyby nie powiedzieli mi co to, prawdopodobnie bym nie zgadła. Bardo lekkie danie, zdecydowanie moje klimaty. 
Mam nadzieje, że uda mi się zdobyć kiedyś dokładny przepis na to danie;)

  
   Długo głowiłam się nad opisem naszej wizyty. Dręczyła mnie myśl - dlaczego inni zachwycają się daniem, które mi niekoniecznie przypadło do gustu? Czy coś jest ze mną nie tak? Nawet sam szef po zakończeniu zapytał o krytykę, ale nie miałam chyba odwagi na wyrażenie swojej opinii wprost.
Może jest to po prostu kwestia przyzwyczajeń lub wychowania? Barier? A może braku doświadczenia i wiedzy? Zdecydowanie każdego po trochu. Po prostu każdy ma prawo czegoś nie lubić, a to, że jemu nie smakowało nie musi oznaczać, że drugiej osobie też nie będzie.

   Dania tworzone przez Dominika są specyficzne. Mam tu na myśli to, że po kilku wizytach w restauracji jesteście w stanie odróżnić te, które zostały stworzone właśnie przez niego. Potrawy które serwuje (tak, serwował je osobiście:)) są bardzo nowoczesne, aczkolwiek z użyciem tradycyjnych składników. Dominik wyróżnia się ogromną kreatywnością, która jest niesamowicie pożądaną cechą, a połączenia smakowe mogą naprawdę pozytywnie zaskoczyć nie jedno podniebienie.

   Sama restauracja wywarła na nas bardzo pozytywne wrażenia. Lubimy klasyczne oraz stonowane kolory, które nie powodują, że robimy się zmęczone po wizycie w restauracji. Suzanne ujęła to idealnie, że to dania są wystrojem, one dopełniają całą restauracje. Skupiamy się na jedzeniu i nie jesteśmy rozproszone przez otaczające nas miejsce. Tym, którzy nie lubią stonowanego wystroju, Hugo może wydać się odrobinę chłodne.


   Ciekawostką jest to, że restauracja współpracuje z organizacją Slow Food, która skupia zainteresowanych ochroną tradycyjnej kuchni i związanych z tym upraw czy hodowli, charakterystycznych dla danego regionu. Bardzo podobało mi się, że zanim otrzymaliśmy swoje dania, managerka Hugo opowiedziała krótko o samej restauracji -o jej wizji, a także o tym, skąd pochodzą produkty sprowadzane przez restauracje.  Restauracja oferuje również do podawanych dań, wypiekane na miejscu bułeczki i chleb. Naprawdę warto zjeść kromkę ciemnego chleba między posiłkami, bo jest przepyszny!!!


  Była jeszcze jedna rzecz, która przykuła moją uwagę. Niesamowicie pozytywna. Hugo to jedyna restauracja, w której to szef kuchni przedstawił nam tych, którzy razem z nim pracują na wspólny sukces. Dał nam po prostu do zrozumienia, że mimo, iż to On jest głównym dowodzącym, to każdy kto pracuje w kuchni jest bardzo ważny. Ogromnie mnie cieszy, że są jeszcze ludzie, którzy mimo sukcesu, chcą zdobytą wiedzę i doświadczenie przekazać innym.

  [W tym miejscu chciałabym życzyć powodzenia dziewczynie, która uczy się pod okiem mistrza. Trzymamy kciuki, żeby zawitać kiedyś do restauracji, w której to ONA będzie szefem kuchni.
Taka tam solidarność jajników, a co!]

Aby poczuć tę wspaniała atmosferę i spróbować tych niesamowitych dań serdecznie zapraszam na ucztę w trakcie SEZONU NA OWOCE MORZA, który będzie trwać przez cały kwiecień w wybranych poznańskich restauracjach (także w Hugo Restaurant) za kwotę 58 zł.
Więcej informacji znajdziecie na stronie www.KulinarnyPoznan.pl 
Hugo Restaurant 
Wojskowa 4,  Poznań
Text by Caroline xxx [& Suzanne]
Photos by Suzanne

Test Panel w... Mielżyński Wines Spirits Specialities cz. III


Kolejny dzień testowania dań za nami.
Długo zabierałam się do pisania na temat trzeciego testu. Może, dlatego że byłam tak zadowolona z niego i do końca nie wiedziałam, od czego mam zacząć. Od atmosfery? Od dań, które jedliśmy czy od innych czynników, które sprawiły, że wyszłam z lepszym nastrojem niż przyszłam?


Trzeci panel test odbył się 21 marca w Mielżyński Wines Spirits Specialities. Szefem kuchni w tej restauracji jest Tomasz Owczarz. Dodatkowo Panowie Andrzej Śmigielski i Maciej Sokołowski dobrali białe wina idealnie pasujące do skomponowanych dań.

Propozycją zimnej przystawki było carpaccio z tuńczyka, z dodatkiem świeżych liści szpinaku i sera Grana Padano. Dodatkowo skropione oliwą i octem balsamicznym IL TINELLO, czyli najlepszym octem balsamicznym, jaki w życiu jadłam. Tuńczyk wydawał mi się mało słony, ale w połączeniu z kaparami i octem jej nie potrzebował. Do tego dania próbowaliśmy włoskie wino J. Hofstatter Pinot Grigio 2013. Z wszystkich trunków właśnie to najbardziej przypadło mi do gustu. Jest mi również trudno wypowiadać się o winach, bo nie jestem ich znawcą, ale po prostu lubię lekkie i owocowe wina.

Druga przystawka była na ciepło. Mule w sosie pomidorowym, koprem włoskim i delikatnym posmakiem trawy cytrynowej, wszystko udekorowane świeżą kolendrą. Jeśli coś jest w sosie pomidorowym to zawsze musi być pyszne. Takie właśnie było. Jestem taka sobie pomidorowa dziewczynka. Wyborem sommelierów do tego dania stał się Little Beauty Sauvignon Blanc 2012.

Danie główne. Filet z dorsza zawinięty w hiszpańskiej szynce jamon serrano. Z dodatkami takimi jak oliwki, pomidorki koktajlowe, kapary i karczoch. Danie podane z ryżem, oprószone koperkiem. Ostatnią propozycją wina było Portugalskie Vallado Branco 2012. Podsumowując to danie - matko kochana! Danie bezbłędne. Nie jestem fanką ryb, a to bardzo mi smakowało. Ryba delikatna, przygarnęła wszystkie dobre smaki od szynki. Mogę tylko powiedzieć, że jeśli któregoś dnia Pan Tomasz nie przyjdzie do pracy oznacza to, że został porwany i zmuszony do przygotowania tego dania w moim domu:)

Dlatego ja jestem zdecydowanie na tak. Kucharz trafia w moje gusta i moje smaki. 

Pogoda w tym dniu zdecydowanie dopisała. Był to chyba najcieplejszy dzień od początku roku. Natomiast atmosfera była tak sympatyczna, że Pan Andrzej, który okazał się niesamowicie przesympatycznym człowiekiem zaproponował nam po filiżance kawy. Następnie usiadł z nami i chętnie dzielił się swoją wiedzą na temat win. Wydaje mi się, że gdyby nie świadomość życiowych obowiązków spędzilibyśmy tam jeszcze więcej czasu, mimo mojej znikomej wiedzy na temat win. Dlatego możecie być pewni, że jeśli o winach nie wiecie nic, w tym miejscu doradzą wam, które wino będzie odpowiednie do waszych dań, tak by jedno nie przyćmiło drugiego swoim smakiem.


Nawiązując do restauracji. Całe pomieszczenie podzielone jest na 2 części. Restaurację i winiarnię. Prosty wystrój, otwarta przestrzeń. Dosłownie możecie podejrzeć, co ciekawego przygotowują dla was kucharze. Mi bardzo się spodobało! Aż nie mogę uwierzyć, że nie wiedziałam o tym miejscu. Suzanne stwierdziła, że chaotycznie, ale przecież co kobieta to opinia. 

Aby poczuć tę wspaniała atmosferę i spróbować tych niesamowitych dań serdecznie zapraszam na ucztę w trakcie SEZONU NA OWOCE MORZA, który będzie trwać przez cały kwiecień w wybranych poznańskich restauracjach także w Mielżyński Wines Spirits Specialities za jednolitą kwotę 58 zł.
Więcej informacji znajdziecie na stronie www.KulinarnyPoznan.pl 
Więcej zdjęć na naszym profilu FBTest Panel w Mielżyński Wine Bar
Zapraszamy!

Mielżyński Wine Bar 
ul. Wojskowa 4
60-792 Poznań 

Text by Caroline xxx
Pics by Suzanne