Czwarty już z kolei test panel odbył
się 25 marca w restauracji Hugo. Tym razem gotował dla nas Dominik
Narloch. Byłam naprawdę podekscytowana, tym bardziej, że miałam już okazję być w tej restauracji.
Jako zimną przystawkę zaproponowano nam tatar z przegrzebek, emulsje z rukwi
wodnej, krojone w słupki zielone jabłko, orzechy włoskie oraz miód
truflowy. Naprawdę niewiarygodna mieszanka różnorodnych smaków i
aromatów. Kruche jabłko i orzechy bardzo fajnie równoważyły konsystencje
przegrzebków i rukwi.
W trakcie degustacji wywiązała się również dyskusja na temat
talerza na którym zostało podane danie. Dlaczego taki, a nie inny
wybór. Szczerze powiedziawszy … na mnie nie robi to wrażenia
na jakim talerzu zjem posiłek, o ile nie jest to zupa na płaskim
talerzu. Ważne są po prostu czyste naczynia.
[ Mam do tego troszeczkę inne podejście- podawanie dań na talerzach o różnorakich kolorach i kształtach, jakby nie patrzeć, jest kreatywnym zabiegiem stosowanym przez kucharza. I jak najbardziej ma wpływ na wygląd końcowy dania i jego odbiór(podobno naukowcy z Wielkiej Brytanii i Hiszpanii przeprowadzili badania, które wykazują, że jedzenie podawane na białym talerzu smakuje lepiej, niż te podane na talerzu o jakimkolwiek innym kolorze).]
Kolejne danie to baby kalmary z kremem
szafranowym, piklowany pasternak, żel z czerwonej pomarańczy i
crumble kawowe.
Danie wizualnie prezentowało się bajecznie. Otrzymałam nawet kilka wiadomości z pytaniami gdzie można je skosztować,
Kalmary były pyszne, a to nie lada wyczyn odpowiednio je przygotować. Nie
przemawiał do mnie jednak piklowany pasternak i krem szafranowy. Dreszcze przechodziły mi przez całe ciało gdy przypadkiem nóż lub widelec
dotknął kamiennej deski w trakcie jedzenia. Dlatego w tym miejscu jestem na nie. Smakowała mi natomiast posypka z kawy. Myślę, że jest warta podjęcia prób zrobienia jej w
domu.
Koniec narzekań. Czas na moje ulubione
danie: Linguine z mięsem kraba, kompresowany zielony ogórek i piana
z Wasabi. Uwielbiam połączenie kraba i smaku ogórka. Krab i ogórek to kochankowie, fajnie do siebie pasują. Krab
był delikatny, a ogórek swoją chrupkością idealnie uzupełnił
go, przy czym nie przyćmił jego smaku. Do tego pyszny, lekko
kremowy makaron. Jeśli chodzi o pianę z wasabi to gdyby nie
powiedzieli mi co to, prawdopodobnie bym nie zgadła. Bardo lekkie danie, zdecydowanie moje klimaty.
Mam nadzieje, że uda mi się zdobyć
kiedyś dokładny przepis na to danie;)
Długo głowiłam
się nad opisem naszej wizyty. Dręczyła mnie myśl - dlaczego inni zachwycają się daniem, które mi niekoniecznie przypadło do gustu? Czy coś jest ze mną
nie tak? Nawet sam szef po zakończeniu zapytał o krytykę, ale nie miałam chyba odwagi na wyrażenie swojej opinii wprost.
Może jest to po
prostu kwestia przyzwyczajeń lub wychowania? Barier? A może braku
doświadczenia i wiedzy? Zdecydowanie każdego po trochu. Po prostu każdy
ma prawo czegoś nie lubić, a to, że jemu nie smakowało nie musi
oznaczać, że drugiej osobie też nie będzie.
Dania tworzone przez Dominika są
specyficzne. Mam tu na myśli to, że po kilku wizytach w restauracji
jesteście w stanie odróżnić te, które zostały stworzone właśnie przez niego. Potrawy które
serwuje (tak, serwował je osobiście:)) są bardzo nowoczesne, aczkolwiek z
użyciem tradycyjnych składników. Dominik wyróżnia się ogromną
kreatywnością, która jest niesamowicie pożądaną cechą, a połączenia smakowe mogą naprawdę pozytywnie
zaskoczyć nie jedno podniebienie.
Sama restauracja wywarła na nas bardzo
pozytywne wrażenia. Lubimy klasyczne oraz stonowane kolory, które
nie powodują, że robimy się zmęczone po wizycie w restauracji.
Suzanne ujęła to idealnie, że to dania są wystrojem, one
dopełniają całą restauracje. Skupiamy się na jedzeniu i nie
jesteśmy rozproszone przez otaczające nas miejsce. Tym, którzy nie lubią stonowanego wystroju, Hugo może wydać się odrobinę chłodne.
Ciekawostką jest to, że restauracja współpracuje z organizacją Slow Food, która skupia zainteresowanych ochroną tradycyjnej kuchni i związanych z tym upraw czy hodowli, charakterystycznych dla danego regionu. Bardzo podobało mi się, że zanim otrzymaliśmy swoje dania, managerka Hugo opowiedziała krótko o samej restauracji -o jej wizji, a także o tym, skąd pochodzą produkty sprowadzane przez restauracje. Restauracja oferuje również do podawanych dań, wypiekane na miejscu bułeczki i chleb. Naprawdę warto zjeść kromkę ciemnego chleba między posiłkami, bo jest przepyszny!!!
Była jeszcze jedna rzecz, która przykuła moją uwagę. Niesamowicie pozytywna. Hugo to jedyna restauracja, w której to szef kuchni przedstawił nam tych, którzy razem z nim pracują na wspólny sukces. Dał nam po prostu do zrozumienia, że mimo, iż to On jest głównym dowodzącym, to każdy kto pracuje w kuchni jest bardzo ważny. Ogromnie mnie cieszy, że są jeszcze ludzie, którzy mimo sukcesu, chcą zdobytą wiedzę i doświadczenie przekazać innym.
[W tym miejscu chciałabym życzyć powodzenia dziewczynie, która uczy się pod okiem mistrza. Trzymamy kciuki, żeby zawitać kiedyś do restauracji, w której to ONA będzie szefem kuchni.
Taka tam solidarność jajników, a co!]
Aby
poczuć tę wspaniała atmosferę i spróbować tych
niesamowitych dań serdecznie zapraszam na ucztę w trakcie SEZONU NA
OWOCE MORZA, który będzie trwać przez cały kwiecień w wybranych
poznańskich
restauracjach (także w Hugo Restaurant) za kwotę 58 zł.
Więcej informacji znajdziecie na stronie www.KulinarnyPoznan.pl
Hugo Restaurant
Wojskowa 4, Poznań
Text by Caroline xxx [& Suzanne]
Photos by Suzanne
Photos by Suzanne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz