Culinary Fest w Poznaniu

    Gdy usłyszałyśmy o tym, że 6 grudnia rozpoczyna się Culinary Fest w Poznaniu nie byłybyśmy sobą gdybyśmy nie skorzystały.
Była to pierwsza (i podobno nie ostatnia) edycja poznańskiego festiwalu kulinarnego. Pierwsza edycja odbyła się pod znakiem Smaków Świątecznych.

Menu zostało podzielone na dwie sekcje. Menu kawiarniane i restauracyjne.
Menu kawiarniane oferowało nam desery, kawy i herbaty.
Zestaw z deserem za 10 zł, espresso 4 zł i kawa lub herbata 5 zł.
Menu restauracyjne zaś danie główne 10 zł , zestaw 12 zł i zupa 4 zł.

   Udział w festiwalu wzięło 8 restauracji (Bistro La Passion, Konfitura, PETIT PARIS, Restauracja TOGA, Tośka Cantine, W Starej Piekarni, Pastela, Wielkie żarcie) oraz 8 kawiarni Głośna, Konfitura, Pastela, PETIT PARIS, Stara Baśń, Woźna 18, Babki Cafe, Cafe Martini)

  Nasz entuzjazm zabił nadmiar pracy, także na festiwal wybraliśmy się dokładnie w ostatni dzień. W bardzo mroźny dzień. Obrałyśmy kierunek 2 kawiarni i 1 kawiarnio/restauracji. Zaliczyłyśmy tylko dwie ponieważ jedna z kawiarni była już zamknięta, a szkoda.

  Wracając do początku, czytając menu w internecie Zuza strasznie nalegała na zupę migdałową. Brzmi nieźle, ale… No właśnie, ale. Doczytałam, że zupa robiona jest na mleku. Wiem, że jako blogerka (no chyba już mogę tak do siebie mówić) powinnam być otwarta na smaki. Jestem otwarta. Babcia mówiła, że zawsze czegoś można nie lubić. Tak jest w tym przypadku. Zupy, zupki i inne dania robione na mleku. Pffff ! Próbowałam, nie lubię, dziękuje! Żeby w życiu było ciekawiej postanowiłam spróbować…

  Wybrałyśmy się do restauracji Pastela. Chciałam wam tu opisać moje wrażenia z samego wyglądu i ogólnie moich wrażeń z pobytu , ale nie mogę. Byłam tam zbyt krótko i nie chciałabym wyrabiać sobie zdania o tym miejscu, bo liczę na to, że będę miała jeszcze okazje tam wrócić.
Pani kelnerka przemiła dziewczyna. 
Na dzień dobry dostając stolik i menu nie otrzymałyśmy menu festiwalowego. Wydaje mi się, że lokal który bierze udział w takim przedsięwzięciu na dzień dobry powinien polecać taką akcję.
Jednak po namyśle stwierdziłam, że się czepiam. Zuza zamówiła menu restauracyjne , a ja… nic! Eksplozja! Festiwal nadal trwa a zestawu kawiarnianego nie ma! Tzn jest, ale kawa i herbata. Zamówiłam espresso, kawa jak kawa. Gorzka, mocna.  Smaku korzennego brak.
Wracając do zupy i kulebiaka niestety nie wyrobię sobie zdania bo to będzie należało do Zuzy.
Ale przyznaję, spróbowałam zupy migdałowej i gratuluję bo naprawdę pyszna.
Myślę, że powinna zagościć w menu Pasteli jako mikro przystawka za grosze jako specjał restauracji. Dlaczego mikro? Bo gdy zobaczyłam ilość zupy to miałam wrażenie, że może po prostu ktoś się pomylił i zapomniał o dolaniu reszty zupy?
Może i dobrze, że w takich małych ilościach ponieważ zupa była bardzo słodka, do tego rodzynki również dodawały jej słodyczy. 
Kulebiaka nie jadłam. Sos piernikowy? Nie wiem czy miał być na zimno czy na ciepło, ale jeżeli miał być na ciepło to był zimny, ale jeśli jednak miał być podawany na zimno to i tak uważam, że powinien być ciepły .

 Wtrącając się do postu chciałabym szybciutko Wam przedstawić moje wrażenia po skosztowaniu zupy migdałowej i kulebiaka,otóż:


Zupa migdałowa na mleku z ryżem jaśminowym i rodzynkami
  • pierwsze wrażenie bardzo pozytywne: ładnie podana, przyjemnie wyglądająca i pachnąca bosko!
  • przy pierwszych łykach byłam mile zaskoczona smakiem, jednak przy mecie delikatnie mnie mdliło. Troszeńkę za słodka, nawet jak na taką małą ilość.
  • mimo wszystko polecałabym(gdyby danie było na stałe w menu) zupę na rozgrzanie się podczas nadchodzącej wolnymi krokami zimy

Kulebiak staropolski z nadzieniem z grzybów, parowanego śledzia i halibuta w sosie piernikowym z cytrynowo-pomarańczową kapustą włoską

  • danie, podobnie jak zupa opisana wcześniej, podane w ciekawy sposób, aczkolwiek już nie tak uroczo. Zresztą wystarczy spojrzeć na zdjęcie- sos nie wygląda zbyt zachęcająco:)
  • sos piernikowy nie był zły, szkoda, że niewiele miał wspólnego z jego (piernika) smakiem
  • zważając na fakt, iż trudno mi było doszukać się w kulebiaku wymienionych w menu 2 rodzajów ryb, moja ocena tego dania jest niższa niż zupy migdałowej(dla lubiących punktacje wszelkiego rodzaju: jakieś 4.5/10)
Aha, jedna rzecz,która była dosyć irytująca w miejscu, które wydaje się być na poziomie- kolędy z tandetnymi aranżacjami. Jestem jednak fanką delikatnie snującego się jazzu( i myślę, że dla większości osób jest to przyjemniejsze doznanie, niż dudniące kolędy w słabej wersji). 



    Następne miejsce do którego miałyśmy ochotę zawitać to Babki Cafe, ale niestety było zamknięte.

  Ponieważ już wybrałyśmy się na miasto, a chęci na wspólne spędzenie czasu były nadal silniejsze od nas obrałyśmy kierunek Woźna 18.
Czy jesteśmy zadowolone? Ja jestem. W trakcie przemieszczania się w tak zimny wieczór strasznie zmarzłam. Obawiałam się tylko, że gdy tam dojdziemy lokal będzie zamknięty. Na szczęście okazało się, że jesteśmy bardzo mile widziane. Jakie było moje szczęście deser był! Chociaż ja mogłam coś zjeść. Propozycją tego miejsca był kremowo-chrupiący deser z pomarańczą i orzechami włoskimi i cappuccino. Kawa pyszna bez tak mocno wyczuwalnej goryczki która sprawia, że nie pijam kawy. Bez kwaśnego smaku. Gorąca. Z boską pianką.Wszystko sprawiło to, że miałam ochotę delektować się chwilą dłużej niż było to możliwe.

 Jeśli chodzi o deser to jestem na nie. Troszkę malutki w porównaniu do zdjęć z menu. Jeśli chodzi o krem /śmietanę to nie, zdecydowanie nie. Ciasteczka korzenne z pomarańczą uwielbiam więc może czymś innym zastąpić krem?


Trzeba pochwalić za kreatywność. Kawa w pomarańczy? Fantastyczny pomysł. Nie miałam okazji spróbować, ale jeśli tak jak rozmawiałyśmy (wydaje mi się, że z właścicielem) to naprawę fajnie jeśli aranccino bo tak nazywa się trunek stanie się naprawdę popularny i zagości w zimowym menu.

Fajny, prosty klimat Woźnej 18. Taki jak lubię. Bez tysiąca zbędnych dekoracji, delikatne akcenty świąteczne. Przemiła obsługa. Zdecydowanie Woźna 18 wskakuje na listę naszych faworytów. Choć jeśli miałabym do czegoś się przyczepić to tylko to, że odległość foteli od stolików jest tak mała, że panowie z brzuszkiem piwnym mogą mieć problem by usiąść.

  Znów dodając od siebie kilka słów, pragnę polecić (jak najbardziej!) Cappuccino ! W wersji świątecznej, tj. z syropem piernikowym smakowało nieziemsko. I do tego słodkie, mini ciasteczka korzenne:) 
  Wystrój przyjemny, bardzo fajne kolory, jedyny minus to rzeczywiście zbyt mało przestrzeni. Myślę, że mimo tego, warto odwiedzić Woźną 18, kontaktowy i towarzyski kelner(szef?), desery robione na świeżo, a w dodatku- delikatny jazzik w tle:)

   Culinary Fest. Co sądzę o samej idei tego pomysłu? Naprawdę genialne. Dzięki temu za niewielkie pieniądze mamy okazję spróbować dań z różnych restauracji. Choć niestety niektóre dania iście degustacyjne to za te pieniądze wychodzą drogo, ale nie ma nic za darmo. Całe nasze wyjście idealnie skomentowała moja mama kiedy zobaczyła, że szykuję sobie kolację. "Podobno byłyście na mieście coś zjeść?"


Caroline & Suzanne xxx
Photos by Suzanne (deser mój hihi Caroline)

2 komentarze: